#Literatura

Kobieta z garażu

Kobieta z garażu

Nie musiałem brać lornetki, żeby wiedzieć że to ona – kobieta z garażu. Wychodziła właśnie ze swoją koleżanką, ubrana w czarną, skórzaną kurtkę, zawieszoną luźno na plecach. Niedługo potem szła środkiem ulicy Browarnej – tak jak Mojżesz kroczący przez rozstąpione Morze Czerwone. Były wolne – miały siebie, tę drogę, nierzadko porysowaną kolorową dziecięcą kredą i uspakajający dym papierosowy w płucach. – Oj Asia, Asia, Asia. Chodź idziemy – to była dziesiąta przerwa w trakcie ich ośmiogodzinnej zmiany w otchłaniach bloku mieszkaniowego przy ulicy Browarnej. Kiedyś jeden taksówkarz odwożąc mnie do domu, zapytał czy mam tam u siebie basen. Oczywiście zaprzeczyłem, ale teraz zaczynam się zastanawiać, co znajduje się w czeluściach mojego bloku. Może przechodzą podziemnym garażem do niedalekiego biurowca lub jakiś sekretnych laboratoriów? Ale po co wybierają tak długą drogę? – Byłaś u Kuby w szkole? – Tak, mogą go nie przepuścić. Cały czas siedzi w telefonie. Ojciec też nie może go przypilnować, żeby się uczył. – Oj Asia, Asia, Asia. Ja w tym czasie miałem swój trzydziesty telefon na call center dotyczący nie działającej kamerki na Microsoft Teams. Klient był wyraźnie niezadowolony. Rozmawiał już z kilkoma agentami przede mną i żaden nie mógł mu pomóc w tak błahej sprawie. Miał zasuniętą kamerkę – pomimo braku ikonki ostrzegawczej. Gdyby nie pomógł mi kolega z innego kraju, nie wiem czy wyrobiłbym tego dnia jakąkolwiek normę. Tym razem to ja miałem przerwę – jedyną w trakcie zmiany – i gdy tylko spojrzałem na stałe miejsce spotkań tych kobiet, natychmiast zniknęły z pola mojego widzenia. Dlatego coraz częściej nie byłem w stanie przyjrzeć się im bliżej, dowiedzieć się co one tam robią. Chwilami miałem nawet do nich pretensje, że znikają, jak tylko spojrzę w okno. Tymczasem one były w środku innej rozmowy – Jedziemy z Maćkiem w Bieszczady, może się z nami zabierzecie? – No nie wiem, no nie wiem. W długi weekend? – Tak tak, piątek sobota niedziela, w niedzielę wracamy. I znowu, ich niezwykły rytuał kończyło wyrzucenie papierosów i zatrzaśnięcie gigantycznych blaszanych drzwi. Poszedłem jeszcze do łazienki, bo byłem niemal nieprzytomny ze zmęczenia, z przeprowadzonych rozmów z całkowicie obcymi osobami i naszła mnie pewna refleksja: Moje życie to moje życie, a życie innych to ich życie. Piękny prosty fakt, który musiałem sobie uświadomić dopiero tego jednego dnia. Mieszanie jednego z drugim zabiera mnie energetycznie w różne miejsca, które nie są i często nie powinny być dla mnie dostępne. Wiadomo, nie da się żyć w odosobnieniu od innych ludzi, ale na pewno da się prowadzić samodzielne, autonomiczne życie, nie czując jakiegokolwiek dysonansu – zawiści, zazdrości, wścibskości. Coś co mąciło mój umysł przez tak długi czas. Wody Morza Czerwonego ponownie zalały kilkumetrową Browarną, a ja wypłynąłem swoim statkiem w nową podróż, zostawiając za sobą setki telefonów, setki zapytań mailowych, na które odpowie już tego dnia ktoś inny. Ale nie ja.

Featured Photo by Vitolda Klein on Unsplash

Co sądzisz o tym wpisie?

Wysyłając komentarz, akceptujesz politykę prywatności i zasady użytkowania.