#Publicystyka,#Sztuki Wizualne

Złote płyty

Fot.: Teatr Muzyczny Capitol

Złote płyty

Mateusz Pakuła…, tak Pakuła (Pluton p-brane, Stanisław Lem vs Philip K. Dick) czyli mój imiennik, zaprasza nas w swoim spektaklu „Złote płyty” do świata, gdzie nauka o kosmosie jest nie tylko skąpana w miłosnych wątkach, ale i poddana dosadnemu i nie obawiam się stwierdzić, zbereźnemu żartowi. O spektaklu w Teatrze Muzycznym Capitol dowiedziałem się od jednego z pracowników teatru jeszcze długo przed premierą. Pomyślałem, że muszę zobaczyć ten spektakl, bo sam chętnie korzystam z tematyki astronomicznej w swoich utworach. Nie muszę mówić, że wspominana forma przedstawienia badań astronomicznych dosyć mnie zaskoczyła (aczkolwiek pozytywnie).
Złote płyty są grane w podziemiach teatru, tzw. Sali ciśnień. Około kwadrans przed rozpoczęciem przed gmach teatru z kolorowym arlekinem zajechał autokar z grupą seniorów z Ziębic. „Przyjeżdżamy tutaj co miesiąc”, mówi jedna z zagorzałych widzek. Scena, która niepozornie przedstawia tylko skromnie urządzoną salę konferencyjną w stylu lat siedemdziesiątych, kryje z tyłu podłużną łazienkę z toaletą, z której wyłoni się na końcu jedna z bohaterek, ale o tym za chwilę…Tymczasem w Złote płyty wprowadza nas materiał filmowy, który pokazuje ogrom wszechświata. Coś co intryguje, ale o tym zapominamy – jak na przykład to że cały układ słoneczny jest w ciągłym ruchu.
Carl (Rafał Derkacz) dostaje zlecenie od NASA, żeby przygotować grafiki, które, transportowane na złotej płycie na sondzie kosmicznej, będą stanowić informacje dla obcych cywilizacji o życiu na Ziemi. O ile dobrze pamiętamy nagich mężczyznę i kobietę z tzw. „Płytki Pioneera”, to trudności w interpretacji mogą przysporzyć nam pozostałe elementy – to właśnie wykorzystuje reżyser, tworząc humorystyczne sceny z dyskusji nad treściami złotej płyty. Nawiasem mówiąc nie wiem, czemu akurat tylko mężczyzna macha do kosmitów ręką… Pomysł, który można było łatwo zepsuć, przez powtarzalność tego zamysłu, okazał się bardzo dobry – publiczność dosłownie płakała ze śmiechu.
Tutaj należy wspomnieć o innych mocnych postaciach całego spektaklu – o współtwórcy złotej płyty – tutaj w roli kobiecej – Frank (Emose Uhunmwangho) oraz autorce rysunków i przyszłej żonie Carla – Lindzie (Katarzyna Pietruska). Pozostałe postacie, które siłą rzeczy grały role drugoplanowe, były moim zdaniem niestety mniej wyraźne i indywidualne. Szczególnie w grze Alberta Pyśka (Tim) przeszkadzała mi egzaltowana maniera, której bardzo nie lubię i która automatycznie kojarzy mi się z typową grą w teatrze. Jeżeli chodzi o cały spektakl to na pewno wyrzuciłbym zwolnione tempo (nie było realistyczne) oraz dziwne i zbyt długie potakiwania w czasie rozmów telefonicznych z retro słuchawką.
Zakończenie „Złotych płyt” pokazuje nam bezdyskusyjnie, że my jako mieszkańcy Ziemi nie możemy, a wręcz nie powinniśmy traktować życia na serio. Jak powiedział ktoś w komentarzu na znanej platformie społecznościowej, żyjemy na lewitującej skale w przestrzeni, więc co mamy do stracenia? I czy to, co będą o nas wiedzieć „Kosmici”, ma faktycznie jakiekolwiek znaczenie? Czy jeśli nawet zainteresują się naszą wizytówką, to czy aby na pewno będą chcieli wiedzieć dosłownie wszystko o życiu na Ziemi? To są właśnie pytania, jakie stawia Mateusz Pakuła. Wydaje się więc, że najważniejszą rzeczą w życiu jest po prostu nie zwariować i płynąć razem z jego prądem.

Dodaj komentarz

Wysyłając komentarz, akceptujesz politykę prywatności i zasady użytkowania.