#Literatura

Chcę pokochać siebie i swoje życie

„Chcę pokochać siebie i swoje życie” — @xannnax48
„Nigdy się nie poddam” — moje myśli pierwszego dnia po powrocie z zagranicy.

Anna czuła się dziś zupełnie sama – ulice Wrocławia trzęsły się pod naporem głośnych rozmów przyjaciół, rodzeństwa, również narzeczonych. Musiała omijać także całą resztę – chodzących z telefonem w ręku, palących papierosy w gęstym tłumie i tak dalej i tak dalej. Normalnie pracuje w barze mlecznym przy Nowym Targu. Dzisiaj jednak miała wolne i zdumiona doszła do wniosku, że nie ma życia. Wieczorem komentowała smutne tiktoki z telefonem w ręku i napisała komentarz pod jednym filmikiem: „Chcę pokochać siebie i swoje życie”. Na drugi dzień nie było na zewnątrz aż tak głośno, a spod ciemno szarych chmur spozierało słońce. Czuła w swoim ciele napięcie, taki głęboki wkurw na to wszystko. A potem porównała go z twarzami ludzi stojących w tramwaju. Pomyślała, że nie może obarczać winą za swoje życie kogokolwiek i czegokolwiek. Napięcie znikło, oddech przyjemnie rozluźnił nogi i ręce. Anna jeszcze nie wie, za co się kocha i co kocha w swoim życiu. Ludzie dookoła niej do trzydziestego roku życia nie dawali jej znać, czy i za co ją kochają – więc wiedzy tej nie posiadła i nie mogła posiąść. To nie było tak, że nie robiła nic, żeby być szcześliwą. Jednak prawie nigdy się to nie udawało. Dlatego zaczęła gorzknieć od środka. Nie wzruszało ją, że ktoś na osiedlowej grupie poprosił któregoś dnia o odrobinę bliskości. Wiadomość z telewizji o uczniu, który rzucił się z okna, puściła mimo uszu. Sama przypominała sobie wtedy, ile razy starała się o odrobinę uwagi i o zainteresowanie innych. Teraz kiedy te monumenty nagle pękły i rychło w czas przypomniały sobie o ludzkich odruchach, miała inne sprawy na głowie. Sporządzała więc pamiętnik, który przyjmował każde słowo, które wypowiedziała. Sporządzała listy z zadaniami, żeby mieć się czego trzymać w swoim życiu. Aż wreszcie terminy w kalendarzu, żeby spożytkować jak najwięcej czasu. Inni mieli psy, koty czy partnerów, a ona miała właśnie to. Bez swojego telefonu czy laptopa zginęłaby. Owszem, mogłaby to zastąpić papierem i długopisem, ale przegrałaby ze zdigitalizowanym światem. Osobne miejsce w jej planach stanowiły tak zwane wyjścia. Jej terapeutka powiedziała jej, żeby wychodziła, bo inaczej nikogo nie pozna. I wychodziła. Każdy był zajęty kimś innym, a osoby, z którymi mogłaby porozmawiać, nie robiły na niej wrażenia. Myślała o przeprowadzce, ale tu pojawiał się problem – w każdym innym miejscu też byłaby tak samo odizolowana. Nie ważne, czy są to jadące w ślimaczym tempie wrocławskie tramwaje, czy rozbudowujące się dopiero teraz warszawskie metro. Miała więc Jezusa. Obrazek, który dostała kiedyś po mszy świętej w intencji jej zmarłego dziadka. Prosiła go o wszystko to, czego pragnęła. I jeszcze raz prosiła, i jeszcze raz prosiła. Teraz płacze, i płacze za wszystkich, którzy gdzieś tam czują to samo co ona.

Featured Photo by Hendrik Morkel on Unsplash

Co sądzisz o tym wpisie?

Wysyłając komentarz, akceptujesz politykę prywatności i zasady użytkowania.