#Literatura

Ptaszyca

Ptaszyca

Sączyłem szampana z głową nad szyberdachem i krzyczałem szalone słowa. Dopiero później Marek stanął, żeby odebrać klientkę. To pani z firmy X. Miała drobną sylwetkę, jasne blond włosy i seksowne czerwone usta. I zakochałem się w niej, kiedy tylko powiedziała: – Czy mogłabym zapłacić kodem?

– Tak Marku? – Edyta znów tonie w rozmowie z jednym z kierowców. Można byłoby ją wyciągać z biura wołami, a nie odłożyłaby słuchawki. Nie czekam dłużej, żeby się z nią pożegnać, tylko pozdrawiam Elwirę i wychodzę na zewnątrz. Po dwunastu godzinach pracy nie mam na nic więcej ochoty, jak tylko rzucić się w pierzynę i zasnąć. Dzwoni do mnie około jedenastej. – Potrzebujemy cię. – Szybko biorę prysznic, myję włosy swoim ulubionym szamponem z pokrzywy, wycieram się ręcznikiem i już jestem prawie gotowy, żeby wyjść z mieszkania. W pracy niewiele muszę czekać, żeby podczas pracy Edyta wybuchnęła złością. – 25 min. przypomnienia? O my fucking God! Jej włosy mogą się wtedy najeżyć, skóra stać się niemal buraczana, a głos zmienić w głos egzotycznego ptaka, który chce odstraszyć swojego wroga. Czuję, że jeśli nie wyjdę złapać świeżego powietrza, zemdleję ze strachu. Znajdujemy samochód, który na czas zawiezie klienta na spotkanie, jednak wciąż mam w głowie te same słowa. Pan Artur komentuje właśnie ostatnie wydarzenia polityczne, pani Elwira stara się ogarnąć wszystkie faktury, a kierowcy przychodzą, żeby poskarżyć się na nas, dyżurne. Dyżurną jest Edyta, ale dyżurną muszę być i ja, chociaż wydaje mi się że jestem chłopakiem. – Czy wysłałeś tam auto? Mam wrażenie że, zaraz wyskoczę przez otwarte okno, byleby nie usłyszeć po raz kolejny tego samego pisku. Tym razem nie ma auta zastępczego. Monitor z mapą Wrocławia mówi sam za siebie, wszyscy są dojazdem do klienta – nie kursem z klientem. Oznacza to, że w godzinach szczytu, klient nie będzie czekał ani pięć, ani dziesięć, ani też piętnaście minut na kolejne auto. Nie wiem, co robić. W mojej głowie rodzą się najgorsze scenariusze. Edyta bierze telefon do ręki, odłącza go do prądu i napina spiralę kabla. Wiem na co ma ochotę. Kiedy rzuca się na moją szyję, wypadam z dyżurki i zmierzam w kierunku drzwi. Pani Elwira chwyta się za głowę i dzwoni na policję. Wychodzę na nędzne podwórko i chowam się w kontenerze na śmieci. Jest całkiem pusty, więc ukrywam się w rogu. Nie mogę uwierzyć własnym oczom, ale obok widzę skuloną i przelęknioną Elwirę. Jest zdruzgotana. Próbuję ją pocieszyć, powiedzieć że zaraz kończy pracę, ale coś przerywa moje słowa. Wychylam głowę, aby zobaczyć czy Edyta wróciła na dyżurkę. Nic z tego. Przed sobą widzę warczące auto, a za jego szybą Edytę, która ze złości szczerzy zęby. – Czy już po wszystkim? Nie mogę okłamać Elwiry, ale robię to mimo woli. Być może to ostatnie moje, nasze minuty życia, ale jestem wdzięczny za to, że mogłem zawieźć jeżeli nie wszystkich, to może większość klientów tego pięknego miasta.
Edyta odbiera telefon. To musi być Marek. Na telefon obok dzwoni już chyba dwudziestu klientów, ale Edyta stanowczo zakazuje mi odbierać. Nigdy się nie zastanawiałem, o czym rozmawiają. Czasami jest tak, że Edyta zawiesza wzrok na mapie i po prostu słucha. Nie widziałem Marka, ale myślę że Edyta też go nigdy nie widziała. Słyszała jego głos. To wystarczające. Musiał być odpowiednio niski, z tonem opadającym przy każdym zdaniu, i na pewno przeponowy, gdyż każdy śmiertelnik już dawno by ochrypł przy tak długich rozmowach. Edyta każe mi iść do domu. Nie pytam dlaczego, po prostu idę. Auta na mapie zwalniają się, wszystkie mają status wolny, więc mogę odetchnąć z ulgą. Pani Elwira daje mi na pocieszenie czekoladkę. Zawijam ją w sreberko i udaję się na ławkę pod biurem. Stąd mogę dokładnie obserwować dyżurkę. Odwijam sreberko i biorę jeden kęs do ust. Mija już trzydziesty telefon, ale Edyta nie odłożyła jeszcze słuchawki. Nagle widzę drgnięcie jej powiek. Usta jakby zamierają, a słuchawka powoli wraca na swoje miejsce. Coś musiało się stać. Edyta zazwyczaj szybko odkłada słuchawkę i wraca do swojej pracy. W jej oczach widzę łzę, potem jeszcze jedną a potem kilkadziesiąt łez. Odkładam czekoladkę i wracam do domu. Na placu Jana Pawła II jak zawsze korek. Zaraz przy przejściu dla pieszych zauważam auto naszej korporacji. Jego kierowca ma ponury wyraz twarzy. Kiedy widzę zielone światło, od razu ruszam w stronę przejścia, ale obraz kierowcy wciąż nie może wyjść z mojej głowy. Szybko zawracam i podbiegam do niego. Wyciągam swój skórzany notes i zapisuję pierwsze cyfry tablicy rejestracyjnej jego auta, po czym nie widzę już zupełnie nic poza smugą spalin. Wyrywam kartkę i chowam do kieszeni spodni. Jeżeli ją zgubię, wszystko straci sens. To był on. Chciał pojechać do niej, ale ona musiała powiedzieć nie. Albo było odwrotnie – to ona chciała żeby przyjechał, ale on wcale nie chciał przyjechać. Chociaż od zdarzenia minęło kilka godzin, dzierżę kartkę w swoich rękach, interpretując symbolikę cyfr i liter. Znam niektóre numery rejestracyjne kierowców, jednakże ten jest wyjątkowo niecodzienny. Zastanawiam się, czy jego cyfry nie tworzą liczb doskonałych, a może liczb pierwszych, a litery inicjałów jego imienia albo nazwiska lub co gorsza jego żony lub kochanki. Na nocnej zmianie mam wystarczająco dużo czasu, żeby sprawdzić ten numer. Chociaż dyżurka jest kamerowana, nic sobie z tego nie robię. Wolę umrzeć, niż żeby nie dowiedzieć się, do kogo należy ten numer. Po kilku sekundach jest już jasne. To on. To z nim rozmawia połowę czasu spędzonego w pracy. To jemu zawierza wszystkie swoje żale i uciechy życia. Ja nie myślę, ja dzwonię do niego. Powiem mu, że Edyta kocha go całym sercem, ale jeszcze mu o tym nie powiedziała. Jeżeli zwolnią mnie z pracy, nic sobie z tego nie zrobię. Ta prawda wyzwoli i ich i mnie.– Ona cię kocha. Marek rozłącza się. Próbuję zadzwonić do niego jeden, drugi, trzeci a potem piąty i dziesiąty raz. Potem na numer prywatny, ale i tu zgłasza się automatyczna sekretarka. Oddzwania po piętnastu minutach. Opowiadam mu, że widziałem jak Edyta płakała i że nie ma innej opcji. Jej musi na nim zależeć. Powiedział mi, że jest nieśmiały wobec kobiet, że tak naprawdę nigdy nie był z kobietą i nigdy z kobietą nie sypiał. Edyta zwróciła jego uwagę tylko dlatego, że podczas rozmowy nie musiał patrzeć jej prosto w oczy. Był niemal pewny, że nic z tego nie będzie. Ale prawda była inna. Jej naprawdę na nim zależało. – Jedź do niej. Podaję mu adres, chociaż wiem że nie powinienem. Czekam. Segreguję maile, sporządzam nocną rozpiskę, przygotowuję grafik kierowców. Nad ranem nie mam ochoty już na nic. Zmienia mnie Krysia. Ale jej wciąż nie ma. Zawsze przychodzi pół godziny wcześniej i co do joty sprawdza zlecenia na następny dzień. Słyszę nadjeżdżający samochód i śmiechy, dużo śmiechów. To Edyta. I Marek. Razem. Oboje biorą mnie pod ramię i wsadzają do mini vana. Tak naprawdę pojechaliśmy na wspólną kawę, ale dla mnie jechaliśmy autostradową obwodnicą miasta, na niewłaściwym pasie ruchu, z prędkością dwukrotnie przekraczającą dopuszczalną. Sączyłem szampana z głową nad szyberdachem i krzyczałem szalone słowa. Dopiero później Marek stanął, żeby odebrać klientkę. To pani z firmy X. Miała drobną sylwetkę, jasne blond włosy i seksowne czerwone usta. I zakochałem się w niej, kiedy tylko powiedziała: – Czy mogłabym zapłacić kodem?

Featured Photo by Mark Claus on Unsplash

Dodaj komentarz

Wysyłając komentarz, akceptujesz politykę prywatności i zasady użytkowania.